W miłości zawsze byłam typem autodestrukcyjnym. Wszystko miałam nadaktywne. Za bardzo chciałam, za szybko, zbyt wiele dawałam, za dużo mówiłam, obiecywałam, zarzucałam pewnością, troską, zainteresowaniem, dopieszczaniem, kochaniem itd… Od początku skazana na porażkę, cóż… Zamiast być rozważną i romantyczną, nakręcałam się jak bączek i wirując coraz szybciej, zapominałam o rozsądku, o tym by zbyt wiele nie odkrywać, by nie dawać 100% pewności, by nie przepaść z kretesem…
Kończyło się różnie- czasem wyrwana z tego pędu stwierdzałam, że to zupełnie nie było dla mnie, innym razem dopadała mnie rzeczywistość i lądowałam poturbowana i zdezorientowana, zupełnie jakby mnie ktoś nagle wyrzucił z pędzącego pociągu. Wynik był prosty- nagle pojawiał się mur, który albo zauważałam, albo na niego wpadałam. Czego mnie te sytuacje nauczyły? Przede wszystkim zauważyłam co robię źle- lepiej późno niż wcale. W końcu, już do końca swoich dni, mogłam żyć w przeświadczeniu, że przecież jako kochająca, dbająca i nadskakująca, absolutnie nie popełniam żadnych związkowych błędów a to wszyscy dookoła są źli. Nie są- nawet jeśli Ci się wydaje, że świat zmówił się przeciwko Tobie, że jesteś idealna i nie masz sobie nic do zarzucenia to się mylisz. Gdybyś była idealna ( pomijając fakt, że ideałów nie ma), czyli w sam raz zbalansowana, to w końcu udałoby Ci się stworzyć coś na miarę swoich marzeń a tak…klapa goni klapę.
Gdyby kończyło się na niewypałach, o których co chwilę słyszę od koleżanek, można byłoby to jakoś przełknąć, ale tu chodzi o coś więcej. O to samospalanie, autodestrukcje, o skierowanie wszystkich ładunków, dział i luf na samą siebie. Tylko po co? By wszystkie wypaliły jednocześnie rozrywając nas na strzępy? W imię tej chwilowej „pewności”, że mamy nad wszystkim kontrolę, czy myśli, że jest idealnie? Przecież to bez sensu, czyż nie?
Jakim błogosławieństwem jest dla każdej sytuacji umiar. Tak, umiar i zdrowy rozsądek. Gdy wiemy, że to iż dajemy z siebie 200% nie jest gwarantem, że czasem lepiej dać 95% i zostawić margines bezpieczeństwa. Kiedy trzymamy karty przy piersi i nie wysypujemy się, że mamy same asy, choćby nasze oczy mówiły co innego. Umiemy nad sobą panować, umiemy czasem zacisnąć zęby, trzymać język na wodzy.
Niestety jest tak, że gdy kobieta pokaże lub powie za dużo, raz, drugi, trzeci pokaże że zależy jej bardziej…jest utopiona. Smutne, ale prawdziwe. Dlaczego? Bo faceci czekają na tą pewność, wyczekują jej oznak, gdy ją mają, mogą uwolnić prawdziwą naturę, mogą ciut mniej się starać, nie zawsze być na sto procent, czasem zawieść lub zawodzić coraz częściej, bo przecież tak kochasz, że wybaczysz… To brutalne, ale wydaje mi się, że mocno realistyczne. Ludzie już tak mają i to nie tylko w dziedzinie miłosnej. Jak mają pewność pracy, nieco odpuszczają, pewne pieniądze- mniej uważają na wydatki, czują się kryci i bezpieczni- lubią sprawdzać granice. Taka to nasza przekorna natura.
Skoro się nie spalać i nie starać, to co robić. Zbalansować wszystko, okazywać uczucia, być, ale nie przesadzać. Nikt nie lubi być zahukany, osaczony, skrępowany i przypierany do muru- szczególnie facet. Im bardziej, będziesz go chciała uwiązać, tym bardziej on będzie szukał drogi do odwrotu- jak nie od razu, to za jakiś czas. Miłością też można zadusić, osaczyć i stłamsić a my niestety zatracamy się często w swoich uczuciach gubiąc rozsądek, umiar i głowę. Potem odnajdujemy to wszystko nagle, kiedy zostajemy z niczym…
Alice says
:( Myślałam, że ile dam – tyle dostanę w zamian.
Zdawało się to takie logiczne i szczere. Teraz zostałam sama. Wydaje mi się, że jestem w jakiejś ciemnej głębokiej studni.
Joanna says
Ja tez tak mam, jak daje to wszystko oczekując ze ten ktoś doceni …. ze on tez tak będzie robił . Czuje ze nie potrafię inaczej – pozniej każdy związek zostawia niesmak. Czuje sie wykorzystana …..
Maria says
Ja to samo przeszłam. Nie warto było. Teraz ponoszę tego skutki. Jestem zdołowana.pieprzyć takich facetów…
Ania says
Tez tak mam. Przytulam mocno.
Pola says
Ja też dużo dawałam, co było nawet nie zauważone… teraz kiedy mnie zostawił czuję jakby mi ktoś nóż w brzuch wbił i nim kręcił…
Prawdziwe says
Cała prawda… Niebawem minie 10 miesięcy, jak nie jestem z mężczyzną, którego kocham nade wszystko. Jest wciąż mi bliski, jak i ja jemu. Czasami myślę, że się uwalniam. Za chwilę stoję w punkcie wyjścia i się cofam. Dlaczego? Przedostatni akapit tego artykułu. Mój obecny etap.. Więc nieciekawie.. Teraz są jedynie dwa wyjścia. I muszą szybko nastąpić.
To lekcja: jak nie kochać za bardzo, nie ufać za bardzo, nie dawać za bardzo i nie wybaczać za bardzo. Ale złote rady obcych nikomu nie dadzą stu procent szczęścia.. Każdy musi przejść swoje, swoje poczuć, zobaczyć. Nawet jeśli wydaje Wam się, że już wam gorzej być nie może – uwierzcie, będzie. Ale wszystko przetrwacie, bo nie ma siły która złamałaby kobietę. Pozdrawiam wszystkie panie serdecznie
Arumara says
Słówko od faceta:
Dawałem zawsze z siebie wszystko, a po kilku związkach nadal jestem sam… Fakt, zbyt silne zapewnianie w wielu ludziach wywołuje efekt nie-starania się, bo po co, kiedy jest się pewnym? Ale można też przesadzić w drugą stronę: brak dostatecznej ilości zapewnień wywołuje obawy, podejrzenia i ostatecznie zwątpienie w drugą połowę = rozstanie… Wszystko trzeba ważyć, raz dać więcej, innym razem mniej, ale nigdy za mało. Warto wyłapywać sygnały drugiej strony i na nie reagować. Jak jest źle – dać więcej, jak już jest spokój – zwolnić nieco…
karmel says
Najlepiej zatem wszystko wywarzyć chyba, prawda? ;)
Arumara says
Wyważyć jak najbardziej. Najlepiej by było, gdyby to oboje się tak samo starali i zabiegali o siebie, bo jak tylko jedno z nich to robi to w końcu da spokój, a to drugie może się nawet źle z tym poczuć… Najważniejsze i tak są rozmowy o tym, czego oczekujemy – bez tego nie zbuduje się normalnego związku…
Kasia says
W 100% się zgadzam. Nie można stosować dystansu gdy druga strona zmaga się z problemami. Gdy problemy miną i jest trochę prostej – można swoje emocje zewnętrznie lekko przygasić i obserwować i słuchać. Dac drugiej osobie przestrzeń do działania. Zresztą mężczyzna musi mieć cel, o który walczy.
E says
Skąd ja to znam. Im więcej dawałam tym mniej dostawałam
agniecha says
I znowu artykuł o mnie… Nadskakiwanie i dbanie o męża,które kochałam bezgranicznie nie wyszło mi na dobre… Niedługo rozwód… Dałam mu więcej niż ktokolwiek inny…A ja tak bardzo chciałam mieć kogoś,kogo będę kochać do końca życia. Totalnie zatraciłam Siebie,dla Niego. On już dawno się pozbierał,pozbył się mnie ze swojego życia,a ja nadal cierpię. Ale walczę! Następnym razem będę uważać i Siebie mieć będę na Pierwszym miejscu. Pozdrawiam.
beret62 says
To działa w dwie stony I nie tylko wy kobiety macie z tym problem …
emi says
Niestety prawda.
Kilka razy boleśnie się o tym przekonałam
Inka says
Taka jest prawda, im więcej dajesz z siebie, tym mniej dostajesz w zamian.
Kate says
Warto jest dawać dobro innemu człowiekowi tym bardziej że sama jestem dobrym ludkiem po swoim związku niestety doszłam do wniosku że lepiej mi wychodzi uszczesliwianie innych niż siebie na siłę. ..teraz odpoczywam od związków i cieszę się każdym swoim sukcesem kiedy widzę uśmiechniętą buzię kobiety której pomogłam. …
E.L. says
Nie zgadzam się z Waszymi poglądami. Brak szczerości udawanie że nam nie zależy manipulowanie w ten sposób drugą osobą oszukiwanie zniszczą związek. Jak kochać to otwarcie i n
a 100 % Jeśli wszystko się rozlatuje to dlatego że zainwestowaliśmy uczucia w niewłaściwą osobę. Czasem trzeba próbować wiele razy. Ale warto.
Pezzini says
Tak czytam to i owszem to dobra rada dla kobiet nadskakiwaczek, lepiej czasem zadbać o swoje dobro a nie uwieszac się na facecie i przychylać mu do bólu nieba. Oj my kobiety lubimy tak robić- skakać, troszczyć się i tworzyć radosne chwilunie, czujemy wtedy że przeżywamy miłość swojego życia i robimy bajkę. Jak cudownie jest rzygać tęczą!
Trzeba zejść na ziemię i nie zaglaskiwac kotka do śmierci.
Jest jedno ALE spotkałam na swoje drodze mężczyznę który kiedyś nadskakiwał, był dobry, ciepły i angażującyi po zakończeniu związku daje z siebie minimum, nie angażuje się, nie chce mu się starać bo po co. Dramat. Widać że pod skorupą jest coś więcej ale czy warto pracować i leczyć takiego miłością?
Nie, ktoś musi sam chceć dać z siebie coś więcej.