Wiecie dobrze, że jestem osoba wierzącą w wielkie uczucia, wyznania i miłość. Mimo różnych doświadczeń nadal w nią wierze bo ona zdecydowanie istnieje. Nie jest to jednak pewnik, że nic nie jest w stanie jej zmienić, zniszczyć czy zabić. Pewności nie możemy mieć nigdy…dlatego właśnie zawsze musimy być na 100% zaangażowani z jednej i z drugiej strony.
Pierwszą wielką miłością było niewątpliwie moje małżeństwo. Czułam ją bardzo mocno, mój mąż był dla mnie absolutnie najważniejszym mężczyzną wtedy. Świetnie się dogadywaliśmy, wspieraliśmy, byliśmy zgrani. Czułam jego uczucie, czułość i opiekę sama też dając od siebie wszystko. Ktoś mógłby jednak zapytać, czemu to uczucie tak się zmieniło? Dlaczego teraz, mimo 18lat znajomości, nie umiemy nawet normalnie porozmawiać? Nie wiem… Pewne rzeczy dzieją się chyba nieodwracalnie. Pewne słowa, czyny, uczucia są biletem w jedną stronę… Jest to również kwestia charakterów, dumy, udowodnienia czegoś..
Nic nie jest dane nam na zawsze i na pewno. Uczucie może spaść na nas niespodziewanie, zaskoczyć nas, oczarować, ale to od nas zależy czy je docenimy, czy odpowiednio będziemy je pielęgnować, czy postaramy się zawsze być tacy jak teraz dla drugiej strony. Najważniejsza jest chyba opieka i szacunek. Pożądanie zapewne kiedyś mija, ale czułość wobec drugiego człowieka oraz szanowanie go może nam dać gwarancje jego bliskości już zawsze. Tak samo jest z czuciem jego dłoni blisko, jako metafora bycia obok, czuwania, troski, opieki, obrony przed całym światem, stawania za sobą murem niezależnie od sytuacji. Kiedy tą metaforyczną „dłoń” puścimy, stracimy z oczu i swojego zasięgu…ciężko będzie nam ją znowu odnaleźć. Jednak gdy się to uda, powinniśmy ją chwycić mocniej, pewniej i trzymać bliżej niż wcześniej. Niestety, nie wszyscy to rozumieją. Nie każdy umie docenić to co ma. Wiele osób w ogóle tego nie docenia, „bo jak się już trafiło i przyklepało” to teraz można się zająć wszystkim innym.
Moje małżeństwo zgubiła chyba zbytnia pewność. Wszystkim dookoła, łącznie z nami, wydawało się, że jesteśmy nierozerwalni. Od lat razem, zawsze stawiani za wzór i tacy idealni. Chyba my też to sobie wmówiliśmy i dlatego nie dostrzegaliśmy, jakie zagrożenie niesie za sobą coraz to większe oddalanie się, coraz większa ilość rzeczy robiona osobno, z innymi znajomymi, w różnych miejscach i zupełnie różnymi planami na siebie i swoje życie. Ktoś by powiedział: „młodzi i głupi”. Pewnie miałby sporo racji. Choć dzięki temu wiele się nauczyłam, wyniosłam z tych błędów i przez to teraz unikam ich jak ognia. Minimum osobnych spraw (właściwie tylko te ściśle zawodowe), które i tak ze sobą konsultujemy, wszyscy znajomi są wspólni, raczej nigdzie nie wychodzimy osobno, żyjemy swoimi problemami, dzielimy się obawami, pozostajemy w swoim zasięgu cały czas. Nawet teraz, tak głupia sytuacja. Upał, ciężko spać nie mówiąc już o przytulaniu. Od kilku dni śpimy odwrotnie do siebie, żeby dodatkowo się nie grzać i by do obojga sięgał wiatrak. Mimo to W. przez sen trzyma mnie za stopę, prawie cały czas ☺ To jest prawdziwe bycie w kontakcie, nie? Nie ignorujemy siebie bo mój pogląd wydaje mu się głupi, bo któreś ma słabszy dzień, czy ja znowu jestem chora i bezużyteczna – „na pewno hipochondryczka i nie warto się przejmować bo jej przejdzie” – nie ma takich sytuacji. Nie ma i zrobimy wszystko by nie było. Dlaczego? Bo pamiętamy, że to iż coś nam dano nie oznacza, że nie możemy tego stracić.
Bea says
Każdy może mieć swój „słaby” dzień, najgorsze jest to, jeśli nasz parter/partnerka tego nie widzą albo jeśli ktoś ma ciągle słaby dzień. Kto normalny to wytrzyma?
To teraz się módl, żeby te stopy i paluszki były ciągle poplątane :)
Tego Ci życzę. Tego mistycznego kontaktu :)
meeme says
tak dobrze rozumiem to, o czym piszesz. Też przeżyłam wielką, piękną miłość i ślepo wierzyłam, że jesteśmy sobie przeznaczeni i że koniec końców będziemy razem (mimo rozstania wciąż niesamowicie nas do siebie ciągnęło, ale miało to miejsce w niezgodnych sobie fazach). To było bardzo naiwne myślenie. Nawet dziś myślałam o tym jakie to dziwne, że tak bliskie mi kiedyś człowiek jest mi teraz zupełnie obcy. Więź jaka nas łączyła wydawał mi się nie z tego świata, niemal jak połączenie dusz. Ale co z tego, skoro byliśmy za młodzi by rozumieć jak funkcjonuje związek. Pół roku temu wskutek różnych gierek, które mściwie i w zaślepieniu prowadziłam napisał, żebym „nigdy więcej do niego nie pisała i że jest szczęśliwy z Beatką.”. To był jeden jedyny raz, gdy zachował się wobec mnie chamsko, jak nie on. Od tego czasu nie odpisał na żadną wiadomość, nie odebrał żadnego telefonu. Wykasował mnie ze swojego życia – on, który zarzekał się, że choćbyśmy znaleźli sobie nowe miłości to będziemy mogli na siebie zawsze liczyć. I z perspektywy tych pół roku wiem jak dobrze się stało. Ta drzazga w sercu będzie zawsze, na myśl o nim czuję żal i smutek, że tak łatwo mnie usunął ze swojego życia, ale jednocześnie czuję coraz większy spokój. Z biegiem czasu uświadamiam sobie, że była to ta bajkowa pierwsza wielka miłość i..może i się już nie zdarzy, ale chcę się poświecić mojemu obecnemu związkowi i pracować nad nim w sposób świadomy.
A to trzymanie się za ręce, gdy jest upał, a chcemy spać to taka moja mała definicja szczęścia ;)
Ania says
Od niedawna czytam Twój blog… jestem aktualnie w rozsypce. Z moim partnerem znamy się od technikum, przeszliśmy studia, nagle on musiał zmienić miasto. Jesteśmy naukowcami i coś poszło nie tak jak powinno… Straciliśmy chemię. Dawniej codziennie były telefony, teraz tygodniowe milczenie jest czymś normalnym. W piątek miałam rozprawę doktorską, miał być i on… nie było go. nie usłyszałam żadnego przepraszam. stałam przed publicznością ze łzami w oczach i szukałam go… tyle razy się na nim zawiodłam. Mam mętlik w głowie czy zerwać czy dać mu druga szanse. Cały czas to ja się starałam. Boje się co będzie dalej. Kocham go, moja rodzina go akceptuje jak najbardziej, nasi rodzice się dogadują. Moje serce pęka
Mama says
Nie ciagnij tego dalej…raz zawiodl bedzie zawodzil…w malych i wielkich rzeczach…
I says
I jak wyglafa sytuacja po pol roku? Pytam bo czuje podobnie. … pozdr
Mrufaa says
Od 16 lat kocham prawdziwie i zarliwie moja pierwsza miłość. Razem niestety przetrwalismy tylko 5 lat byliśmy za mlodzi(21 lat) i za glupi by wiedziec jak rozwiazywac problemy…nie mielismy tez wsparcia najblizszych. Od rozstania ciagle krazymy wokół siebie…po latach nagle sms czy mail ze uczucie wciaz żywe ze nikt inny nie zastapi ale ciagle cos stoi na przeszkodzie…albo ktos jest w zwiazku albo sie rozstal i nie przyznal i ciagle nie w czas..:-( Teraz on ma zone a ja mam meza i dzieci i pp 12 latach znowu dowiadujemy sie ze to wszystko zamki na piasku po kochamy tylko siebie i tesknimy i zalujemy :-( katorga
Z Pamiętnika Zołzy says
Trochę jakbym czytała o sobie…. Wychodząc za mąż myślałam, że to jest to, że w czasach kiedy związki rozpadają się co chwilę, My damy radę, bo dlaczego nie? I ja już wiem, że faktycznie byłam jeszcze „młoda i głupia”-niestety. Związek dwojga ludzi to porozumienie, wzajemny szacunek i masa innych często przyziemnych rzeczy. Dziś dojrzałam i nie wierzę już w bajki, dopiero teraz zrozumiałam na czym polega wspólne życie, bo teraz już wiem czego chcę.
Oluś says
Małżeństwo skończyło się po 20latach poznałam jego strzała amora okazało się że ma żonę miało nic nie być ale było on ma to samo rozumiemy się bez słów porozumienie dusz trwało to 7miesięcy…. powiedział że nie może być ze mną bo żona…. Cierpi jak ja bo jej nie kocha piszemy że sobą nadal na koniec powiedział może coś się wydarzy rzebym mógł od niej odejść ja czekam i będę bo wiem że to moja druga połowa i bardzo cierpię ale będę czekać
Btoska says
Niestety ciężko mi zrozumieć i szanować kobiety, które wchodzą w związki z żonatymi mężczyznami – jeśli ich małżeństwa są fikcja to niech je zakacza, a nie oszukuja wszystkich dookoła, a Ty powinnaś na to poczekać, a nie pakować się w coś co może być tylko zwykłym „skokiem w bok”. Trochę więcej szacunku do siebie i innych kobiet.