Z bardzo dużym zainteresowaniem spotkał się mój ostatni mini post dotyczący tego jak bardzo ważny jest zarówno czas dla siebie jak i ten dla związku. Poruszyłam w nim temat dość delikatny, ale szalenie ważny (w czym dodatkowo utwierdziły mnie Wasze wiadomości). Chodzi o kilka aspektów, które tak naprawdę sprowadzają się do jednej ważniej rzeczy: swobody i nas samych w związku. Już śpieszę wyjaśnić o co dokładnie mi chodzi.
Wiele osób wchodząc w nowe relacje i związki totalnie się w nich zatraca. Dosłownie- ponieważ ich cały świat przestaje istnieć i liczy się tylko ich związek, uczucie i partner. Mimo iż brzmi to poetycko i romantycznie, nie jest to dobry znak. Dlaczego? Bo oczywiście relacja z drugim człowiekiem jest jedną z najważniejszych rzeczy i determinuje mnóstwo innych tematów (zwyczajnie się z nimi łącząc i przenikając), ale nie może powodować klapek na oczach czy życia, które wygląda jak uwiązanie do nogi od stołu.
Szczególnie Panie mają z tym spory problem a Panowie z niskim poczuciem wartości, chorobliwie zazdrośni lub z problemami wykorzystują ich zaangażowanie, miłość i oddanie, zamykając je w złotych klatkach. Oczywiści działać to może w dwie strony, jednak dużo częściej to kobiety są ofiarami takich „związków”. Kiedyś pisałam już tekst o nieco podobnym zjawisku, ale zauważyłam, że temat jest na tyle poważny, że warto go rozwinąć.
Jak wiele z Was zauważyło, zwykle zaczyna się niewinnie. Partner chce byśmy spędzali z nim dużo czasu, byśmy rezygnowali na jego rzecz z umówionego spotkania z koleżanka, przyjaciółmi czy rodziną a my to robimy, bo w końcu czas we dwoje smakuje słodko i zawsze jest cenny. Sami nie zauważamy, kiedy te granice coraz bardziej się przesuwają aż w końcu zostajemy bez przyjaciół, rodziny a nawet głupie wyjście do sklepu czy do pracy jest okraszone awanturą i scenami zazdrości. Część z osób przez to kończy w domu uziemiona w nim przez macierzyństwo, wymówki partnera, ze strachu lub jeszcze innych powodów. Sytuacja staje się napięta, generuje eskalacje i napięcia, które wpływają na absolutnie wszystkie dziedziny naszego życia, o których jak się okazuje, decyduje za nas nasz partner- my nie mamy już nic do powiedzenia.
Wydawać by się mogło, że przecież nie da się przeoczyć takiej chorej sytuacji, układu i tak silnych wpływów. Cóż, niestety się da…szczególnie gdy na początku są one wdrążane pod płaszczykiem troski o Ciebie, miłości, zachłanności na wspólne chwile i czas we dwoje… Dopiero po czasie wychodzą na jaw prawdziwe intencje i czyjaś prawdziwa twarz. Sprawę często dodatkowo komplikuje fakt uzależnienia się od osoby oprawcy (np. finansowo) lub przejście w stan współuzależnienia, gdy jest on dodatkowo nałogowcem (bardzo często ludzie Ci dodatkowo maja uzależnienia takie jak: alkohol, przemoc, seks, hazard, narkotyki). To również sprawia, że kiedy orientujemy się w sytuacji zostajemy postawieni pod ścianą i czujemy się jak w potrzasku często szantażowani lub zastraszani przez kogoś kto zwyczajnie może być groźny.
Takie zachowania mogą ewaluować nie tylko w groźby i zastraszanie, ale również w wykańczającą nas psychicznie i fizycznie grę psychologiczną. Osoby, którym w jakiś sposób udaje się z takiej relacji wyplątać, przez lata albo już zawsze odczuwają wewnątrz siebie skutki przebywania w takim związku. Odbija się to na nich bardzo mocno i zwykle wymagają dużo większej dozy zaangażowania i odbudowy w nich zaufania do ludzi przez następnego partnera czy bliskich.
Oczywiście nie każda taka relacja rozwija się w tym kierunku. Część zatrzymuje się na etapie odcinania od przyjaciół, rodziny lub pracy. „Wynagradzania” tego swoim zachowaniem, zainteresowaniem lub mydlenie oczu prezentami i wygodnym życiem. Najważniejsze i kluczowe jest jednak wspomniane separowanie. To ono zwykle jest najbardziej bolesne w momencie, kiedy z jakiś powodów dochodzi do rozstania, a Ty zostajesz dosłownie z niczym. Finansowo, psychicznie, jeśli chodzi o towarzystwo czy wsparcie totalnie uzależniłaś się od niego, więc kiedy Wasz związek się skończył nie zostaje Ci nic…ale o tym na pewno napiszę Wam w kolejnym poście…
On says
Ja kieruję się jedną, prostą zasadą wzajemności która pozwala łatwo i skutecznie wyznaczyć granice w związku, jednocześnie nikogo nie krępując.
Po prostu – gdy coś robisz zastanów się czy chcesz żeby druga osoba robiła to samo.
Na przykład – umawiasz się z innym facetem za plecami partnera? To pomyśl jak byś się czuła gdybyś dowiedziała się że on zrobił to samo. Źle? To tego nie rób ;)
Proste i skuteczne zarazem ;)
Żaba says
Skrajności nigdy nie są dobre i nie wróżą nic dobrego. Tak jak z separowaniem od innych, otoczenia. Chociaż opis z wpisu to też opis przemocy psychicznej, emocjonalnej. Gdy jedna strona – nazwana już w artykule w prost oprawcą jest na wyższej pozycji (bo stawia zasady, bo ma pieniądze, więcej zarabia, jest przekonany o racji swoich poglądów i wizji świata). I do tego uległa druga strona – z syndromem ofiary, łatwo wpadnie w taki układ. Z jakiś powodów, wydającymi się na pierwszy rzut oka abstrakcyjnymi, to diada, która często się „wyłapie”, znajdzie, spotka ze sobą. Wzajemnie zapewniają i uzupełniają swoje potrzeby psychologiczne. Przynajmniej na początku takiego związku…
Karolina says
Wstyd sie przyznać, ale wpadłam tak na 3 lata.. ostatnie pol roku było odzyskiwaniem swojego zycia, resztek przyjaciol i czasu na rozwijanie siebie, ktorego wczesniej nie było, wlasnie ze wzgledu na „triske o moje bezpieczeństwo i chec spędzania czasu we dwoje”